Trekking przez plaskowyz Bolaven

IMG_8756.JPG Ostatnie kilka tygodni bardzo mnie wyglodzily jesli chodzi o podroze. Im blizej bylem Laosu, tym bardziej chcialem wyrwac sie wreszcie na jakis konkretny trekking. Zrobilem to, jak sie okazalo, po swojemu – czyli bez szczegolowego planu, troche na wariata. Wjezdzajac do Laosu nie wiedzialem, co tam bede robil, a jednak juz drugiego dnia ruszylem na trekking przez Plaskowyz Bolaven.

Pierwsze chwile w Laosie

IMG_8680.JPG
Swiatynia w Attapeu. To zdjecie mi sie podoba, barwy Laosu, oddaje klimat

Pierwszym miastem, do jakiego trafilem, bylo Attapeu. Stolica prowincji, ale tak naprawde mala, senna miescina, ktora wiecej ma wspolnego z wioska niz z miastem. Czyli troche jak u nas 🙂

Porownujac do Wietnamu, pierwsze, co zauwazalem, to: gorsze (gruntowe) drogi, duzo mniej ludzi dookola, wioski w 90% drewniane. Duzo wiecej lasow i wolnej przestrzeni. To mi sie podobalo – zapowiadaly sie swietne warunki do biwakowania 🙂

O samym Attapeu nie ma sie co rozpisywac. Naistotniejsze jest to, ze tutaj podjalem decyzje o trekkingu przez Plaskowyz Bolaven, ktory zaczyna sie kilka kilometrow za miastem.

Panie, ktoredy do Paksong?

IMG_8688.JPG
W tle prawie pionowa sciana plaskowyzu

Przegladajac w internecie mape okolicy, obralem trase – sciezka poprzez stroma sciane plaskowyzu wchodze na gore, a nastepnie, juz po plaskowyzu, kieruje sie w strone Paksong. Zapowiadalo sie niecale 100km pieszej wedrowki. Uzbrojony w 2 butelki wody, 12 zupek chinskich, paczke cukierkow i jakies pozostalosci torebek z sosami w proszku, ruszylem przed siebie.

Trudnosci napotkalem juz na poczatku. Jak znalezc droge? Droga, ktora szedlem, prowadzila albo dookola plaskowyzu, albo do wioski u jego stop i tam sie konczyla. Gdy pytalem miejscowych, pokazywali  mi wlasnie droge dookola – albo od poludnia, albo od polnocy. A ja uparcie tlumacze, ze nie, ja chce do Paksong, chce isc, o!, tamtedy (poazywalem palcem na plaskowyz), pieszo… Powoli zaczalem watpic, czy sciezka oznaczona na Google Maps nie jest jakims bledem. W koncu jednak jeden z miejscowych sie polapal i zaprowadzil mnie do miejsca, z ktorego mala, lesna sciezka zaczynala piac sie w gore, na szczyt plaskowyzu.

IMG_8703.JPG

Zanim ruszylem, upewnilem sie w dwoch, istotnych kwestiach. Po pierwsze – czy na gorze bedzie woda. Laotanczyk zapewnial mnie, ze tak, wiec o to bylem spokojny. I sprawa druga – jak z zagrozeniem minowym?

IMG_8704.JPG
Ostrzezenie przed minami

Poruszajac sie po mniej uczeszczanych sciezkach w Laosie nalezy pamietac, ze w niektorych regionach nadal znajduja sie miny i niewybuchy pozostawione tutaj po wojnie wietnamsko-amerykanskiej. Rejon, gdzie ja zamierzalem sie poruszac w wiekszosci jest sprawdzony, a nieliczne niebezpieczne obszary zostaly oznakowane. Dla pewnosci staralem sie poruszac po drogach, sciezkach i pastwiskach.

IMG_8726.JPG Z Attapeu wyszedlem po poludniu, wiec gdy ostatecznie znalazlem sciezke i wspialem sie nia do gory, bylo juz ciemno. Dzien nastepny rozpoczalem wraz ze sloncem. Ruszylem w poszukiwaniu wiosek i wody. I pierwsza niespodzianka – tu, za krawedzia plaskowyzu, znalazlem kilka domkow, ktore wygladaly na opuszczone. Spotkalem tylko jednego czlowieka, ktory potwierdzil mi, ze ide w dobrym kierunku. Od tego momentu jednak sciezki zaczynaly kluczyc, konczyc sie w niespodziewanych miejscach i nagle pojawiac w innych. Drog nie widzialem zadnych. Na szczescie wolne przestrzenie pozwalaly mi isc przez plaskowyz zwyczajnie, przed siebie. Tak mi sie przynajmniej wydawalo.

Niestety. Moje zalozenie, ze plaskowyz jest plaski, okazalo sie bledne ;] I to dotkliwie. To, co zastalem to tereny mocno pagorkowate, ktore na grzbietach wygladaly jak bieszczadzkie poloniny – i tam szlo sie bezproblemowo. Jednak, zeby przejsc z jednego grzbietu na drugi, trzeba bylo przejsc przez doline. I tu z kolei zaczynal sie problem – im nizej, tym wiecej drzew, wiecej krzakow i roslin kolczastych, coraz bujniejsza roslinnosc. Przebrniecie przez to wymagalo sporej ilosci czasu i sil. Ale na dole doliny czekala nagroda – strumienie z czysta, zimna woda.

IMG_8733.JPG

Temperatura w ciagu dnia wynosila okolo 30 stopni, na niebie prawie nie bylo chmur. 30 stopni w cieniu, w sloncu pewnie z 50. A gdzie ja bylem? W sloncu! Przez to wedrowka w godzianch 12-14 byla tak uciazliwa, ze zazwyczaj decydowalem sie na krotki odpoczynek nad jakims strumieniem, w cieniu, gdzie moglem sie umyc, ugotowac obiad i odpoczac.

Kolejnego dnia, gdy ciagle przedzieranie sie przez gesto zarosniete doliny zaczelo dawac mi sie we znaki, dotarlem do szerokiej, dobrze utwardzonej gruntowej drogi. Jak na zlosc, droga biegla prostopadle do kierunku mojego marszu. Zmeczony chodzeniem po lesie zdecydowalem sie ruszyc w ktorakolwiek ze stron, zakladajac, ze gdzies mnie to doprowadzi.

IMG_8760.JPG Rowniez i to zalozenie okazalo sie bledne. No, moze nie zupelnie – droga doprowadzila mnie do swojego konca, ktory znajdowal sie nad rzeka. Stracilem kilka godzin, ale zyskalem pewnosc, ze idac w druga strone NA PEWNO gdzies dojde, oraz znalazlem dobre miejsce na nocleg. Nic lepszego, niz rzeka z czysta woda, plaski, trawiasty teren na rozbicie namiotu i nikogo dookola.

Ta czesc trekkingu to byl glownie kontakt z natura. Spokojne spacery po trawiastych wzniesieniach i mordercze przedzieranie sie przez porosniete doliny. Przez wiekszosc dnia doskwieral upal, a jednak podobalo mi sie – wlasnie tego potrzebowalem.

Pola kawowe

Po trzech dniach zaczalem zblizac sie do cywilizacji. Dowodem tego byly plantacje kawowe, ktore mijalem. Plazkowyz Bolaven jest glownym miejscem upraw laotanskiej kawy. Wygladalo na to, ze wiekoszosc ludzi tym sie tutaj zajmuje.

IMG_8819.JPG

IMG_8825.JPG

Cywilizacja na plaskowyzu

IMG_8835.JPG Z czasem, bedac juz w srodkowej czesci plaskowyzu, zaczynalem mijac coraz wiecej wiosek. Idac szeroka, czerwona i kompletnie zakurzona droga, ogladalem miejsca, w ktorych czas sieprawie zatrzymal. Domki na palach, dzieciaki biegajace boso i rodzice wiszacy na hamakach pod domem, doslownie. Przez droge co chwile przebiegaja kury, koguty, kaczki, swinie i krowy. A ja, spalony sloncem i w butach czerownych od pylu przetaczalem sie pomiedzy tym pozdrawiajac i bedac pozdrawianym przez wszystkich.

IMG_8859.JPG

Z kazda wioska widac bylo coraz wiecej wplywow cywilizacji, ostatecznie doszedlem do asfaltu. Tu tez, w najgoretsze godziny dnia, odnalazlem sklep, a w nim – BEER LAO – czyli laotanskie piwo, zdeydowanie najpopularniejsze i bardzo dobre smakowo. Nie zastanawialem sie dlugo, w ogole sie nie zastanawialem. Od razu kupilem jedno, zimne piwko. Nie wyobrazacie sobie jaka to jest nagroda w tych temperaturach, dla odwodnionego i zmeczonego organizmu 🙂

IMG_8690.JPG

Ostatnie 2 dni to byly wlasnie wioski. Jeszcze troche sie dzialo – trafilem na wesele, bralem udzial w karaoke na werandzie bambusowego domku i  ogladalem serial telewizyjny z polowa laotanskiej wioski 🙂

Wodospady

IMG_8845.JPG To jeden z glownych czynnikow, sciagajacych turystow na plaskowyz. Ja nie dotarlem do tych najwiekszych, najbardziej spektakularnych i najczesciej odwiedzanych, ale za to znalazlem jeden, gdzie nie bylo nikogo i moglem w spokoju odpoczac i zjesc obiad. Te wieksze lezaly o dzien marszu od mojej trasy – postanowilem zostawic to na pozniej. Wszystkiego przeciez nie zobacze, zalowac tez nie bede – bo i po co? Nie bede zalowal tylkp przyjade tu znowu 🙂

Turystycznie czy alternatywnie?

Moja trasa ostatecznie wyniosla ponad 120km. Zajelo mi to 5 dni. 5 dni prawie na samych zupkach chinskich… Dopiero po 3 dniach do jadlospisu wlaczylem talerz zwyklej zupy i sporo bananow.

IMG_8767.JPG

Plaskowyz jest reklamowany jako miejsce do odbywania trekkingow, do przejazdzek skuterem czy rowerem. Biura podrozy proponuja wiele tras, gdzie za oplata kilkudziesieciu dolarow mozna ruszyc w trase z przewodnikiem. Zazwyczaj wioda one w okolicy wodospadow, czyli zupelnie inaczej niz trasa, ktora ja pokonalem.

Ja natomiast zobaczylem plaskowyz z nieco innej strony. Od strony kurzu, palacego slonca, wolnych przestrzeni. Do wodospadow ostataecznie tez dotarlem, tak wiec i to mam zalcizone 🙂 A na powaznie, to po prostu zrobilem to, na co mialem ochote. Trekkingi z grupami i czesto uczeszczane szlaki zostawiam na inna okazje.

IMG_8700.JPG

IMG_8754.JPG

IMG_8785.JPG

IMG_8821.JPG

IMG_8764.JPG

IMG_8797.JPG

IMG_8802.JPG

IMG_8847.JPG

IMG_8853.JPG

IMG_8889.JPG

 Aaa, i jeszcze to… za nic nie chcial zejsc z mojej smierdzacej, dziurawej i brudnej skarpetki 🙂 Co go stracalem, to wracal:

IMG_8792.JPG

1 thought on “<!--:pl-->Trekking przez plaskowyz Bolaven<!--:-->”

  1. Piękne fotografie i super opisy.Codziennie sledzę bloga choć wiem że nie zawsze jest cos nowego.Życzę wytrwaości i dojścia do celu.Pozdrowienia ze Szkaradowa.

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Strona o podrozach, podrozowaniu. Podroze budzetowe. Tanie podrozowanie. Autostop o podrozowanie autostopem. Artykuly, relacje, zdjecia, porady, informacje praktyczne.
Ciekawe artykyly o podrozach i podrozowaniu. Informacje o: Gruzja, Azerbejdzan, Chiny, Kazachstan, Wietnam, Laos, Tajlandia, Hong Kong, Kambodza, Filipiny.
Dojazdy, ceny, wskazowki, relacje, wspomnienia, opowiadania. Podroze po swiecie. Azja, Azja centralna, Azja poludniowo-wschodnia

Scroll to Top