Laos łodzią i na piechotę, cz. 2

IMG_9596.JPG To była jedna z tych wiosek, gdzie na początku przede mną uciekali. Ponieważ, jak zwykle “Falang, Falang!” roznosiło się po całej wiosce, już po chwili wszyscy mnie obserwowali. Jedno z moich pozdrowień zostało odwzajemnione zaproszeniem na szklaneczkę. Podszedłem powoli do domku i zobaczyłem w nim około 10 mężczyzn popijających piwo z jednej szklanki przekazywanej z rąk do rąk.  “Podejdź bliżej, wejdź do środka, siadaj i napij się!”.  Zostawiłem buty przed domem i wszedłem do środka.

Ten wpis jest kontynuacja poprzedniego artykułu.

Nocleg w górskiej laotańskiej wiosce

Od razu stałem się jedynym obiektem zainteresowania i częstowania alkoholem.  Jeszcze dobrze nie chwyciłem pierwszej szklanki z piwem, a za mną, na schodach do domu, stało już co najmniej kilkanaście ciekawskich osób przyglądających mi się z zainteresowaniem.

IMG_9587.JPG Po chwili zostałem przekazany dalej, do domku, gdzie mogłem coś zjeść. Wszędzie towarzyszyli mi lokalni w liczbie przynajmniej pięciu. Zupę i ryż zjadłem szybko – tego dnia miałem jedynie śniadanie składające się z chińszczyzny z paczki. Po chwili już czekał mnie transfer do kolejnego domku – znowu poczęstunek.

Wtedy z innego domku zaczęły dochodzić odgłosy muzyki. Dźwięki bębna, dzwonów i innych instrumentów, a przy tym słychać było dużo śmiechu, śpiewu i dobrej zabawy. Spytałem, co to, a w odpowiedzi zostałem tam zabrany.

W środku zabawa trwała w najlepsze. W kącie wisiał wielki bęben, na którym ktoś intensywnie wybijał rytm. Po chwili tym kimś byłem ja 🙂 Obok na blaszanych talerzach akompaniował kolejny biesiadnik, kawałek dalej siedziały dzieci uderzające w inne gongi. Na środku pomieszczenia stały wielkie dzbany wypełnione czymś, co było popijane przez bambusową słomkę długości półtora metra. A pomiędzy tym wszystkim tańczący i klaszczący ludzie.

IMG_9589.JPG IMG_9591.JPG IMG_9595.JPG

Po kilku minutach nadawania rytmu na bębnie przekazałem pałeczkę komuś innemu, a sam chciałem usiąść obok i poobserwować to wszystko. Szybko jednak zostałem poderwany do tańczenia i klaskania z innymi.

IMG_9588.JPG Gdy w końcu udało mi się usiąść, zostałem poczęstowany zawartością dzbana. Dostałem słomkę i wyraźne instrukcje, by wypić dokładnie szklankę. No ale jak mam wypić szklankę pijąc przez słomkę z wielkiego dzbana?

Dzban był wypełniony dosłownie po brzegi. Jeden z mężczyzn z innej wazy nabrał szklankę trunku, po czym kazał mi pic z dużego dzbana. Jednocześnie obserwował, ile ubyło i uzupełniał to zawartością szklanki. Trwało to dokładnie tak długo, aż zawartość szklanki znalazła się w dużym dzbanie – co oznaczało, ze ja wypiłem dokładnie tyle.

Niejednokrotnie przekonywałem się, że tutaj wioska jest jak rodzina. Wioska jest wspólnotą, gdzie wszystko dzieje się na oczach innych. Tego dnia któryś z chłopców uczył się jeździć na motorze.

IMG_9584.JPG Z początku nie wiedziałem o co chodzi, gdy wszyscy wybiegli na ulice. Wyszedłem więc i ja. Zobaczyłem, jak po obu stronach ulicy ludzie ze śmiechem oglądają może 10-letniego chłopca, który przejeżdża pomiędzy nimi na skuterze, nie do końca na nim panując, i wyhamowuje na górce kawałek dalej, gdzie delikatnie upada. Szybko się podnosi, a już cała zgromadzona ciżba ludzka biegnie ku niemu śmiejąc się i komentując. Młody wstaje trochę speszony, otrzymuje kolejne wskazówki i rusza dalej, w druga stronę, a reszta za nim. Normalna rzecz – ktoś coś robi, a cała wioska obserwuje. Jak w rodzinie. Ktoś się śmieje, ktoś pomaga, reszta ogląda. Nie ma jednak wyśmiewania czy złośliwych komentarzy. Wszystko, co się dzieje, jest po prostu urozmaiceniem codziennego życia.

Wioskę opuściłem kolejnego dnia z samego rana. Na drogę dostałem wyprawkę – ryż, który tutaj określa się jako “klejący”, zawinięty w liście bananowca. Porcja wystarczyła mi na cały dzień 🙂

IMG_9609.JPG

IMG_9613.JPG

Jak można tak potraktować namiot???

O tym również trzeba coś opowiedzieć. Bo od tego, co mi się przydarzyło podczas tego trekkingu, zacząłem  zwracać dużo większą uwagę na miejsce rozbicia namiotu.

Przez całą noc słyszałem jakieś regularne szelesty. Raz w nocy wstałem, by sprawdzić co mi tak trzeszczy wokół namiotu, ale nie znalazłem niczego, poza … mrówkami.

IMG_9565.JPG


Natomiast rano znalazłem pokrowiec od namiotu podziurawiony jak sito. Przyjrzałem się mrówkom  – i to jednak nie były mrówki. Termity?


IMG_9533.JPG  

Lekcja angielskiego

Szkoły w Laosie wyglądają trochę jak baraki misji humanitarnych w Afryce. Składają się z 3-4 klas, gdzie uczą dzieci w różnym wieku.

Udało mi się zobaczyć taką wiejską szkołę, ba!, nawet pomagałem w prowadzeniu lekcji języka angielskiego 😀

Zaczęło się od zaproszenia na obiad. Okazało się, że młody chłopak, który poczęstował mnie ryżem z warzywami, jest nauczycielem angielskiego. I gdy zaproponował, ze jak chcę, to mogę z nim pójść na lekcję, skorzystałem.

IMG_9633.JPG Gdy wchodziliśmy do klasy widać było zdziwienie na twarzach uczniów. Wszyscy patrzyli na mnie. Nauczyciel wyjaśnił, że dzisiaj na lekcji będzie jego przyjaciel (czyli ja 🙂 ) i że pomoże w prowadzeniu lekcji. Pomoc polegała na tym, że czytałem po kilka razy słówka, które tego dnia przerabiali, a cała klasa za mną powtarzała. W międzyczasie siedziałem na miejscu nauczyciela – bambusowej ławeczce za bambusowym stołem. W ogóle praktycznie wszystko tam było z bambusa. Od ławek i stolików, poprzez półki i stojak na tablice, po ściany budynku. A skoro ściany były bambusowe słychać i widać było przez nie wszystko, co dzieje się w klasie obok.

Dzieciaki siedzę po 2-3 w jednej ławce. Widać, że nie są w tym samym wieku. Wszyscy ubrani w białe koszule i czarne lub granatowe spodnie. A do tego plastikowe chińskie klapki. Przy mnie wszyscy byli cisi i zdyscyplinowani, ale z pewnością nie jest tak zawsze – odgłosy z sąsiedniej klasy świadczyły o zdecydowanie luźniejszej atmosferze.

IMG_9635.JPG
Nuczyciel przed budynkiem szkoły

Obiad z mnichami

Coraz bardziej zbliżałem się do bardziej cywilizowanych wiosek. Teraz mijałem takie, które były już zamieszkane przez typowo laotańską ludność. Miałem też dwie “podwózki” samochodem – zaoferowane przez Chińczyków.

IMG_9637.JPG W południe zrobiłem sobie sjestę w bambusowej altance przy plantacji bananów. Kilka kilometrów dalej znalazłem wodospad, gdzie mogłem się wreszcie dobrze wymyć i zrobić małe pranie. A gdy, po kolejnej przejażdżce z Chińczykami ( chińska gościnność! ), dotarłem do miasta, skorzystałem z zaproszenia buddyjskich mnichów i zjadłem z nimi obiad. Obiad, który w całości składał się z darów, zebranych rano podczas rytualnego Tak Bat.

IMG_9514.JPG

IMG_9523.JPG

IMG_9551.JPG

IMG_9561.JPG
Prawdopodobnie coś do mielenia ziarna, ale mogę się mylić ;]

IMG_9586.JPG

IMG_9599.JPG

IMG_9606.JPG

IMG_9627.JPG

IMG_9592.JPG

IMG_9657.JPG

IMG_9646.JPG

IMG_9687.JPG

2 thoughts on “<!--:pl-->Laos łodzią i na piechotę, cz. 2<!--:-->”

  1. Pięknie zielono i świeci słońce a u nas (w Szkaradowie ) zima i -8 stopni mrozu. Pozdrawiam i życzę powodzenia i wytrwałości.

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Strona o podrozach, podrozowaniu. Podroze budzetowe. Tanie podrozowanie. Autostop o podrozowanie autostopem. Artykuly, relacje, zdjecia, porady, informacje praktyczne.
Ciekawe artykyly o podrozach i podrozowaniu. Informacje o: Gruzja, Azerbejdzan, Chiny, Kazachstan, Wietnam, Laos, Tajlandia, Hong Kong, Kambodza, Filipiny.
Dojazdy, ceny, wskazowki, relacje, wspomnienia, opowiadania. Podroze po swiecie. Azja, Azja centralna, Azja poludniowo-wschodnia

Scroll to Top