No i wyjechałem z Filipin. A w zasadzie to wyleciałem. Oryginalnością się nie wykażę mówiąc, że dwa miesiące to jednak było zbyt krótko, by zwiedzić i dobrze poznać ten kraj. A jednak jest to wystarczająco długo, by całkiem spory obraz w pamięci pozostał już na zawsze. Wiele pisałem już w poprzednich wpisach, tym razem uzupełniam to o kilka spostrzeżeń i ogólne wrażenia.
Gdy tam wjeżdżałem nie za bardzo wiedziałem, czego się spodziewać, na szczęście Filipiny zaskoczyły mnie pozytywnie . O dziwo dość szybko “poczułem” kraj i zasady tam panujące. Choć to Azja, to jednak człowiek czuje siętutaj bardziej jak w krajach latynoskich (od razu zaznaczam, że w Ameryce Południowej nie byłem, moje wyobrażenie na ten temat powstało pod wpływem literatury i innych źródeł). Tylu uśmiechów tak łatwo pojawiających się na wszystkich twarzach chyba jeszcze nie widziałem. Zanim zamknę temat Filipin na tym blogu, chciałbym jeszcze krótko opisać kilka kwestii.
Kuchnia Filipińska kuchnia niestety do wyszukanych i wyjątkowo smacznych nie należy. Pierwsze dni jadania w ulicznych knajpkach były bardzo zadowalające, ale później było już tylko gorzej. Było gorzej, bo nie było odmiany – te same dania, przyrządzone w ten sam sposób. I ryż. Nie, żebym nie lubił ryżu, bo lubię i w poprzednich krajach wcale mi nie przeszkadzał. Ale nie mogłem znieść ilości ryżu, jaką jedzą Filipińczycy! Śniadanie, obiad, kolacja. Dla mnie to oni są na pierwszym miejscu jeśli chodzi o spożycie ryżu na osobę 🙂 Codziennie i do każdego dania ryż, nawet RestauracjaInnaNiżWszystkie wprowadziła ryż do swojej oferty na Filipinach.
Klimat Tropiki. Co tu dużo mówić. Ale jeśli ktoś nie był, nie może sobie tego wyobrazić. Żar i duchota przez cały dzień, a to skutecznie odbiera siły ( o udarze, którego się przez to nabawiłem, już pisałem ). I tak przez cały rok! Może miałem pecha, bo byłem w wyjątkowo gorącym okresie – nie zmienia to faktu, że właśnie tak zapamiętam Filipiny. To jeden z tych czynników, który uniemożliwił mi piesze wędrówki z namiotem.
Plaże Chyba tylko siedząc na plaży klimat nie przeszkadza, a może nawet zwiększa doznania. Plaż z białym piaskiem, przezroczystą, ciepłą wodą i rzędem palm jest tutaj mnóstwo. I wciąż dość łatwo można znaleźć plaże puste i nieodwiedzane, a jednak urokliwe. To piekno ma swoje odbicie w turystyce, która jest bardzo rozwinięta w niektórych częściach Filipin.
Bezpieczeństwo Tu już nie jest tak pięknie. Filipiny są generalnie bezpieczne, o ile jest to dzień i miejsca związane z ruchem turystycznym. W bardziej odległych miejscach może być gorzej, jeśli będziemy się tam włóczyć po zmroku. Mi nic się nie stało i nie miałem żadnych nieprzyjemnych sytuacji, ale niebezpieczeństwo czułem. I wielokrotnie byłem przed nim ostrzegany. Pomijam już fakt, że w niektórych częściach Visayas szaleją bandy NPA, albo że muzułmanie na południu Mindanao terroryzują i porywają. Tego łatwo uniknąć nie zaglądając tam. Przed niebezpieczeństwem ostrzegali mnie różni ludzie: kierowcy mototaxi, obsługa hoteli, ludzie, z którymi rozmawiałem na ulicy. “Uważaj na siebie”, “nie chodź sam po zmroku”, “nie ufaj ludziom”. Ostrzegali zwłaszcza wtedy, gdy słyszeli, że chciałbym gdzieś tam pojechać na freestyle’u, bez planu, z namiotem albo spać u ludzi. Trzeba mieć się na baczności, żeby nie trafić na taką sytuację. Bo w przeciwnym razie, jak to powiedział znajomy podróżnik – zabić nie zabiją, ale okradną ze wszystkiego. Jednak przeciętny turysta poruszający się po atrakcjach i nie wałęsający się po zmroku w dziwnych miejscach będzie bezpieczny.
Katolicyzm Filipiny to chyba jedyny taki bastion katolicyzmu w tej części świata. Tu nadal modne jest “obnoszenie” się ze swoją wiarą, pokazywanie, że jest się człowiekiem wierzącym i praktykującym. I to nawet nie tylko katolicyzmu – poza kościołem katolickim jest tutaj bardzo dużo innych. Kościoły i kapliczki prawie zawsze mają wmurowane tablice informujące, dzięki czyjej hojności zostały wybudowane czy odnowione.
Język Bardzo ciekawa sprawa. Ogólnie na Filipinach istnieje grubo ponad 100 języków. Wiele z nich wymiera właśnie teraz, na naszych oczach, wraz z ostatnim mieszkańcem wioski mówiącym danym językiem. W praktyce najważniejszych języków jest kilka. Za język oficjalny uważa się tagalog, czyli język, którego używa się w stolicy. Jednak każdy rejon Filipin ma swój język. Tak więc przeciętny Filipińczyk zna swój lokalny język, język “oficjalny”, czyli tagalog, oraz język angielski. Anielski zna każdy, przynajmniej w takim stopniu, aby przeprowadzić podstawową komunikację. Dlaczego? Powodów jest kilka. Jednym z nich jest to, że nauka odbywa się w dużej mierze po angielsku – przedmioty ścisłe są prowadzone w tym języku. Do tego większość uczelni zajęcia prowadzi również po angielsku. Inny powód, bardzo prozaiczny, to to, że ten sam tekst zapiany w tagalog jest o wiele dłuższy, niż zapsiany po angielsku. Dlatego też szyldy w miastach i neony mają napisy w j. angielskim. No i ostatni powód – to język “łata”. Dwoje filipińczyków z różnych rejonów nie koniecznie będzie umiało się porozumieć efektywnie w swoich językach czy używając tagalog, dlatego bedą przechodzić na angielski. Wygląda to w ten sposób, że połowa zdania jest w tagalog, a druga po angielsku. Wiele słow z angielskiego jest już powszechnie używanych i zupelnie wyparło wersje lokalne, m.in. liczby. Chyba nie słyszałem, żeby używano filipińskich liczebników.
Uśmiech Nie można do tego nie wrócić. Uśmiech się tu pojawia i rzadko znika. Ludzie nim zarażają. A przecież nie żyją w eleganckich i dobrze wyposażonych domach, nie mają dobrze płatnej pracy (albo pracy w ogóle) i na niewiele mogą sobie pozwolić. Mimo to jednak ten uśmiech tam jest i to uśmiech pełny, od ucha do ucha. Skąd on się bierze? Czy wynika ze szczęścia? Być może czasami to gra pozorów, wymóg otoczenia i wychowania. Taki ich świat. Ale jednak drugiej strony dzieci, które przecież nie są jeszcze ubrudzone społecznymi normami i wymogami, również wyjątkowo często reagują tutaj uśmiechem. Więc ta skłonność do uśmiechu musi być zakodowana gdzieś głęboko w nich. Faktem jednak pozostaje to, że ten uśmiech jest i choć powody mogą być różne, to jednak jest to uśmiech. A uśmiech, jak to uśmiech – kiedy pojawia się na twarzy, to i w duszy. I takiego właśnie im życzę. I mam nadzieję, że jeszcze go kiedyś doświadczę. Tam, na miejscu. Bo do Filipin chciałbym jeszcze wrócić, wciąż jest tam dla mnie sporo do zobaczenia i odkrycia.
