To już chyba urosło to rangi symbolu Filipin – kolorowe i świecące jeepney’e i motoriksze. Kto by nie chciał spróbować podróży w czymś takim? I choć przejażdżka, zwłaszcza tym pierwszym, może być udręką, to nie wyobrażam sobie, by można to przegapić.
Skąd się wzięły Jeepney’e?
Już sama nazwa sugeruje, że ma to coś wspólnego z jeepami. I słusznie. Historia tych pojazdów na Filipinach sięga czasów II Wojny Światowej. To spadek po Amerykanach, którzy opuszczając Filipiny zostawili tam (oddali bądź sprzedali) setki wojskowych jeepów. Przejęte przez Filipińczyków pojazdy zostały udoskonalone pod kątem lokalnych potrzeb, poprzez zabudowanie ich dla ochrony przed deszczem i śłońcem, pozostawiając jednak tyle otwartej przestrzeni, by wewnątrz panował orzeźwiajacy przewiew. Z czasem jeepy zostały wydłużone, a układ siedzeń zmieniony na tyle, że jeepy (a w zasadzie już jeepneye) stały sie głównym środkiem transportu na filipińskich wyspach.
Kolory!
Ciężko opisać, jak bardzo kolorowe potrafią być jeepneye. Nie przypominam sobie, żebym spotkał tam choć raz jednokolorowego jeepa. Każdy ma przynajmniej kilka napisów czy ozdób. Ale zdecydowana większość tryska kolorami, hasłami, malowidłami. Niektóre są po prostu kolorowe, inne są pokryte w całości jednym, tematycznym obrazem. Nie można oprzeć się wrażeniu, że w wielu przypadkach taki jeepney jest oczkiem w głowie właściciela, który poświęca sporo czasu, by jego jeepney był dopracowany w każdym detalu.
Motoriksze wydają się mieć nieco mniej możliwości do zaprezentowania fantazji właściciela, ale również przyciągały wzrok radosnymi kolorami i nierzadko ciekawymi ozdobami.
Uwagę zwracały nazwy jeepneyów i motoriksz. Często spotykałem się z nazwami nawiązującymi do wiary np “Dar Boga”, “Błogosławieństwo Boże” albo “Patriota”. “Dwie siostry”, “Trzech braci”, “Brat i siostra” – takie kombinacje widziałem w Guiuan. Niektóre nazwy nawiazywały do znanych filmów czy przebojów muzycznych – widziałem np motorikszę “Rambo”. Były też “Freestyler’y”, “Black steel’e”, “Dragony” czy “Neutralizery” 🙂
Jak się w nich podróżuje?
Podróż Jeepneyem może być przyjemna ze względu na ruch powietrza, ale może też być ciężkim przeżyciem, jeśli trafimy na deski z twardym obiciem jako siedzenia, a do tego dojdzie ścisk w środku i ostre słońce. Miejsca siedzące są zazwyczaj ułożone wzdłuż bocznych ścian pojazdu. Bywa, że również pośrodku dostawiona jest ławka do siedzenia. Ludzi ładuje się często do oporu, do maksymalnego zajęcia powierzchni siedzących i stojących (głównie na trasach, gdzie dziennie nie ma zbyt wielu połączeń ). Inni pasażerowie jeżdzą na dachu lub stoją na tyle pojazdu. Swoją drogą ciekaw jestem, ile naszych przepisów złamałby taki jeepney jeżdząc w Polsce? Podróży ze świnią na pokładzie, jak to miało miejsce np. na Ukrainie, nie zaznałem, ale przewożenie kur jest tutaj na porządku dziennym.
Jeepneye zatrzymują się na żądanie. Każde, zawsze i wszędzie. O ile samą zasadę moża zrozumieć, to jednak nie mogłem pojąć takich sytuacji:
Zatłoczony jeepney zatrzymuje się, ponieważ ktoś krzyczy, że chce wysiąść, bo jesteśmy pod jego domem. Zamieszanie, wszyscy się gniotą, część wychodzi na zewnątrz, żeby jedna osoba mogła wyjsć. Po wszystkim znowu wszyscy do środka i mocno obciążony jeepney powoli rusza. Cała operacja trwa 1-2 minuty. I teraz uwaga: 50 metrów dalej kolejna osoba chce wysiąść, bo jest pod swoim domem! No nie mógł wyjść z tym poprzednim, skoro był 50 metrów od domu? Takie sytuacje zdarzają się dość często na trasie, a jakoś nikt nie protestuje, ani z obslugi, ani z pasażerów.
Dlaczego? Bo nikt tutaj nie lubi chodzić. Nawet na krótkie odcinki w mieście bierze się motorikszę, taksówkę lub wsiada do jeepneya. Dlatego włąśnie wszędzie roi się od motoriksz. Filipińczycy nie mogą zrozumieć europejskiego zamiłowania do spacerów. “Przejdę się, jest przyjemnie”. “CO???”.
Cenowo wygląda to wszystko bardzo tanio. Przykładowo 4 godzinna trasa z Ormoc do Tacloban na Leyte kosztowała mnie około 7zł. Ale niektóre trudnodostępne trasy mogą być droższe – najwięcej płaciłem za 4-godzinną podróż na Palawanie – 25zł. Motoriksza w miasteczkach to koszt maksymalnie 4zł, ale większość kursów to 1zł.
To, co udało mi się sfotografować, zamieszczam poniżej. Niestety, te obrazki nie oddają całego klimatu, bo gdy widziałem najlepsze okazy jeepneów te akurat były w ruchu i nie zdażyłem zrobić (dobrych) zdjęć.
Pomijając pewne niewygody, które są bardziej elementem “lokalnego folkloru” niż czymś, czym można sie denerwować, podróż jeepeneyem jest atrakcją samą w sobie. A że ścisk? że gorąco? Że przeładowany, zakurzony i ma na pokładzie zwierzęta – to co? Przecież właśnie dla takich przeżyć się tam jedzie!
😉 heh a ja Malucha ostatnio na drodze widziałem… ale to nie to co Jeepney 😉