O Samar i Leyte można usłyszeć zazwyczaj tyle, że mało kto tam dociera, że znaleźć tam jeszcze można nienaruszone lasy. Opowiada się o dużych wodospadach, o raju dla surferów. O wielkim systemie jaskiń i o tym, że jedna z wysepek w pobliżu była miejscem, skąd Magellan rozpoczął podbój Filipin w XVIw. W kilka dni zobaczyć można jednak niewiele, zwłaszcza, gdy słońce pali od świtu do zmierzchu. Oto, jak próbowałem i co z tego wyszło.
Cały plan opierał się na tym, że chciałem przez Leyte dotrzeć do Samar, a tam z kolei chciałem przeprawić się transportem (mocno kombinowanym) do jego północnej części. Tam, gdzie utwardzone drogi się kończą. I jeszcze dalej. Całkiem szybko plan zaczął się chwiać; od pierwszych dni spotkani ludzie stanowczo odradzali mi wyjazd w te tereny. Powodem były szalejące tam podobno bandy NPA (New Peoples Army) i walki, które co jakiś czas wybuchały pomiędzy nimi a siłami rządowymi. Plan ostatecznie upadł całkowicie, gdy w internecie zobaczyłem ten filmik:
(Na YT znaleźc można nieco poważniejsze filmiki z NPA)
W ten sposób mój cel na te kilka dni się rozmył i pobyt na wschodzie Filipin postanowiłem przekształcić w delikatne włóczenie się, spacery i jeżdżenie przeładowanymi jeepneyami z miasta do miasta. Dlaczego?
Odpoczynek
No właśnie. To już 7 miesięcy od mojego wyjazdu z Polski. Zmęczenie powoli dawało o sobie znać. Najgorsze jednak było to, że resztki sił, które jeszcze były, zabierał mi lokalny klimat. Przy tych temperaturach lało się ze mnie cały dzień. Słońce, które tutaj o tej porze roku jest najsilniejsze, zamęcza organizm zmuszając go do nieustannego chłodzenia. Oczywiście, starałem się podjąć próby trekkingów (opiszę to za chwilę). Skończyły się one jednak odwodnieniem, wielkim zmęczeniem i lekkim bólem głowy cały wieczór. Widać, powoli zbliża się czas dłuższego odpoczynku.
Leyte
Na Leyte zobaczyłem niewiele. Z Cebu wczesnoporannym promem dopłynąłem do Ormoc. Tam spędziłęm 2 dni. Leniwe, niewielkie miasteczko. Z Ormoc udałem się do Tacloban – stolicy regionu. Tacloban, równie mała miejscowość, ale zrobiło na mnie o wiele lepsze wrażenie. Z istotnych rzeczy – to tu właśnie odbyłem jedną z prób pochodzenia po górach, czy w ogóle pochodzenia gdziekolwiek samemu. Co wyszło?
Niby zobaczyłem niewiele, a jednak dało mi to dużo. Zaobserwowałem, jak istotna jest woda w tych warunkach – moje 2 litry skończyły się po 1 godzinie – tak intensywnie się pociłem. W Polsce ta samą trase pewnie bym zrobił zupełnie na lajcie i bez żadnej wody. Poza tym okazało się, że w niektórych miejsach bez maczety nie ma się co ruszać – niewiele czasu wystarczy, by rośliny zarosły leśną ścieżkę. A zazwyczaj są to rośliny kolczaste. Ja z tej wycieczki wróciłem z nogami i rękoma w świeżych strupach i z podartą koszulką 🙂
Samar
Guiuan i okolice nazywane są często rajem dla surferów. Wynika z zachodniej ekspozycji wyspy na Ocean Spokojny i z ukształtowania brzegu, które sprzyja powstawaniu wysokich fal. Najlepszy czas przypada na ostatnie miesiące roku i wtedy to zjeżdżają sie tutaj najlepsi surferzy, by zmierzyć się w międzynarodowych zawodach otwierających sezon.
Pewnego dnia wyruszyłem z Guiuan pieszo w 12 kilometrową trasę w stronę brzegu, wzdłuż niego i z powrotem. Wszyscy mieli mnie za szaleńca. Naprawdę! Gorąco, daleko, nie ma drogi, tam się nie da przejść itd. Ale poszedłem.
W międzyczasie przyłaczyła się do mnie filipinka ze swoją ciotką, które po rozmowie skąd jestem itd postanowiły przejść ze mną kawałek, bo uważały, że nie wiem, gdzie idę . Razem przeszliśmy 4 kilometry, brodząc po kolana w wodorostach i rafie koralowej. Pytania w stylu “jesteś pewien, że tam chcesz iść?” słyszałem co chwilę. Podczas gdy ja szedłem prosto przed siebie, one nieustannie skakały z cienia do cienia i starały się wachlować przed sobą, kiedy tylko się dało. Teraz, z perspektywy czasu uważam, że miały rację – w końcu to one są “lokalsami” i najlepiej wiedza, jak się w tym klimacie zachowywać. Bo faktycznie – na słońcu nie było prawie nikogo, tylko ja uparcie szedłem przed siebie. Po wycieczce okazało się, że obie siedzą w domu z bólem głowy i mają poparzoną skórę. A więc wykończyłem Filipińczyków! 😀 Polak potrafi. Ale sam wcale nie czułem się najlepiej – ból głowy spowodowany słońcem towarzyszył mi do końca dnia.
A sama trasa była rewelacyjna.
Pisałem, że zbliża się czas odpoczynku. Otóż tak – w tym czasie już wiedziałem, że czeka na mnie dwutygodniowy pobyt na farmie na wyspie Mindanao. To w ramach odpoczynku, którego powoli zaczynam potrzebować. Odpoczynku od codziennej zmiany miejsca pobytu, przmieszczania się, myślenia, co z bagażem i pilnowania aparatu. Postanowiłem odpoczać przez pracę – moje kilka godzin pomocy na farmie w zamian za jedzenie i miejsce do spania 🙂
No w końcu żeś się ozwał, Panie kochany!
Tempo może zwolniłeś – tak twierdzisz. Ale to i tak jeden z Twoich mocniejszych wpisów.
hmm… każdy niech teraz sobie przeanalizuje 7 swoich poprzednich miesięcy… 😉 Tymon jak czytam opisy – z każdym słowem bardziej podziwiam! Trzymaj się i łaź tam jak najdłużej, żebyś bez końca opowiadał jak przyjedziesz kiedyś w odwiedziny do Polski 🙂
Ja też się cieszę z nowego wpisu. Niezwykle ciekawa relacja. Proszę kontynuować. Pozdrawiam. Życzę dobrej drogi.